W poniedziałek, 25 marca, kolejne skawińskie rondo zyskało patrona. W ten sposób przywracamy pamięć o Anatolu Krakowieckim. Żołnierzu armii generała Andersa, poecie, dramaturgu, redaktorze, człowieku wielu talentów, który wczesną młodość związany był ze Skawiną do której powraca w swojej twórczość. 


Rondo zlokalizowane jest w ciągu drogi krajowej nr 44 u zbiegu ulic: Andrzeja Hałacińskiego i Stanisława Chmielka. Wnioskodawcą nadania imienia był Niezależny Związek Harcerstwa „Czerwony Mak”. Zuchy, harcerze i instruktorzy „Czerwonego Maka” nigdy go nie zapomnieli. Pamięć o poecie, który opiewał Skawinę, pozostała w ich sercach. Jego postawa, waleczność, odwaga, poświęcenie są nadal dla Druhen i Druhów niczym drogowskaz. Jak wpisali we wniosku:
- Biorąc od uwagę cechy jego osobowości, profesjonalizm jak i działania na rzecz promowania w świecie Skawiny, które tak konsekwentnie realizował uważamy, że Anatol Krakowiecki w pełni zasługuje na nazwanie jego imieniem jednej z ulic lub ronda miasta Skawiny - hm. Paweł Gruca.
Wniosek procedowała Rada Miejska podejmują 28 lutego 2024 r. Uchwałą Nr LXV/956/24 na mocy której nadano imię Anatola Krakowieckiego rondu w ciągu drogi krajowej nr 44 w Skawinie.
- Bardzo się cieszę, że właśnie to rondo, charakteryzujące się bardzo dużym natężeniem ruchu, otrzymało za patrona Anatola Krakowieckiego. Człowieka, któremu dane był przeżyć zaledwie 49 lat, ale jak intensywnych! Oby jak najwięcej osób mijających to miejsce dowiedziało się kim był i czego dokonał. – powiedział burmistrz Norbert Rzepisko.

Biografia opracowana przez NZH „Czerwony Mak” z wykorzystaniem tekstu Anny Kudeli opublikowanym w publikacji „Skawiniacy w siedmiomilowych butach – jesteśmy z jednej bajki” oraz dostępnym na stronie Towarzystwa Przyjaciół Skawiny


Anatol Krakowiecki portretAnatol Krakowiecki 

urodził się w 11 maja 1901 roku w Podgórzu (wtedy mówiono na Podgórzu), samodzielnym mieście, które włączono do Krakowa w 1915 roku i zostało jego XXII dzielnicą. Dzieciństwo i wczesne lata spędził w Skawinie. Jako 16-letni gimnazjalista uciekł do wojska. Matka sprowadziła go do domu jako nieletniego. W listopadzie 1918 roku zgłosił się ochotniczo do wojska, do Polskiego Korpusu Posiłkowego (II Brygada Legionów Polskich). Maturę zdawał w żołnierskim mundurze, w czasie urlopu wojskowego, w podgórskim VI Gimnazjum. Przeszedł całą kampanię wołyńsko-litewską. Pod Przemyślem został ranny, ale po rekonwalescencji wrócił do wojska. Jako 18-letni plutonowy w roku 1919 brał udział w zdobywaniu Wilna w którym się zakochał. Od tego czasu miał w sercu trzy stolice: Skawinę, Kraków i Wilno. 

W latach międzywojennych był felietonistą „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Był to dla niego okres najbardziej twórczy. W połowie lat trzydziestych mówiono, że połowa każdego słupa ogłoszeniowego w Krakowie oblepiona jest jego afiszami. Teatr Słowackiego wystawiał sztukę „Mąż 300 Tysięcy”, Teatr Bagatela wystawiał sztukę „Serwus Aspiryna”, a u Hawełki wystawiano „Nowe Kukiełki”. Był też kierownikiem literackim teatrzyku Gong dla którego napisał krotochwile „Ona go zdradziła” i „Cyrk Beliniego”. Jego krotochwila „Sezamie otwórz się” budziła szerokie zainteresowanie w Krakowie, Lwowie, Grodnie i Białymstoku. Wydał zbiór felietonów „Spójrz na świat zezem” i książkę sensacyjno-detektywistyczną „Lament światów”. Współpracował z takimi pismami jak „Na szerokim świecie”, „Tajny Detektyw” czy „Wróble na dachu” Antoniego Wasilewskiego. 

Został zmobilizowany 24 września 1939 roku. Jako współpracownik „Głosu Narodu” był uczestnikiem kampanii wrześniowej. Został aresztowany 7 października przez NKWD za próbę przekroczenia granicy rumuńskiej. Trafił do więzienia w Stanisławowie. Później trafił do aresztów w Horodni, Czernihowie, Łukijanowskiej tiurmy w Kijowie, Charkowie. Dalej jego trasa prowadziła za Ural przez obszary zauralskie Czelabińsk, Krasnojarsk, Irkuck, Bajkał, Czytę, Chabarowsk, aż do Władywostoku, gdzie koczował w obozie przejściowym. Potem popłynął do Magadanu skąd ciężarówką dotarł do „Kraju Kołymskiego”. Przemieszkiwał wśród bagien i wielkich rozlewisk rzek. Poznał trakt do Arkagały, Karandy, Prewietłowej i Belik-Czan. Dalej pieszo dotarł do kopalni złota w Dolinie Czan-Urtiańskiej. Wszędzie otaczała go tajga. Jak sam wspominał tajga skuwała go bezlitośniej niż kajdany. To był gwałt, przemoc i potęga. Tajga uciskała szyję, dusiła serce, torturowała mózg, przyprawiała o obłęd. Klimat był zabójczy, mrozy dochodziły do 70 stopni Celsjusza. Nieustannie wiejący wiatr przyginał do ziemi. Skazany był na tortury głodu, cierpiał na kurza ślepotę. Aby skończyć takie bytowanie spalił swoje ubranie. Jednak zdołano go odratować, ale odmrożone palce odcięto mu zwykłymi nożyczkami krawieckimi. Przy życiu trzymało go poczucie wspólnoty i obowiązku wobec bliźnich. Inni Polacy opuścili „Kraj Kołymski” jesienią 1941 roku na mocy ogłoszonej amnestii wynikającej z porozumienia gen. Władysława Sikorskiego z władzami ZSRR. On został pominięty i zwolniono go dopiero 14 kwietnia 1942 roku na granicy Kraju Jakutów. 

Wstąpił do armii Andersa i przez Persję udał się na Bliski Wschód. W Bagdadzie i Jerozolimie redagował pisma, komponował piosenki, pisał wiersze. Przeważnie były to wiersze o domu, o uchodzącej młodości. Był reaktorem „Kuriera Polskiego” w Bagdadzie oraz współpracownikiem „Gońca Karpackiego”. Ze szczególnym pietyzmem wracał do Skawiny na Środkowym Wschodzie, gdy otrząsając się od kołymskich przeżyć wracał do normalnego życia w „Kurierze Polskim”. W tym okresie wydał też tomik wierszy „Na latającym dywanie”. Znalazł się w nim wiersz „Na przyjazd teatru”. Jego fragment brzmiał:

Bo w Skawinie rzeka płynie cichutko w wiklinie
i słowik drze się jak wariat w pobliskiej leszczynie
i tajemniczych jest pełno szelestów
w długich szpalerach bzów, malin, agrestów:
nocą głucho stukają grusze spadające,
dniem się jabłka rumienią, zupełnie jak słońce,
żyto kwitnie szaleństwem wręcz nieokiełznanym
i można się odurzyć na śmierć, w czerwcu sianem!
I las! W nim sosny i brzozy i grzyby i mrówki,
a las się nazywa, jak w bajce: Cichówki!
— to słowo się widzi, to słowo się słyszy,
tyle w nim lasu, zieleni i ciszy!

Ten wiersz miał na celu zwrócenie uwagi, że śpiewanie o Warszawie, Krakowie, Wilnie czy Lwowie jest godne pochwały, a myśl przewodnia tego wiersza była prosta:
Bo – w tym jest rzeczy sedno i o to idzie wszakże,
że i w Skawinie jest piękno, I Polska jest także!

W wierszu tym domagał się także od twórców oglądanego w Bagdadzie spektaklu nie tylko piosenek o Krakowie, Lwowie i Wilnie, ale także o innych małych miasteczkach Polskich: 

Czy by któreś z was nie przyjęło piosenki o Skawinie
która tym słynie, że niczym nie słynie?
Bo czyż to powód specjalny do glorii,
że jest tam jakaś fabryka cykorii,
i klub sportowy – jestem w ambarasie
co lat dwadzieścia gra ciągle w „C” klasie?

Nie opuszczająca ani na chwilę tęsknota za Krakowem i Skawiną była powodem napisania piosenki żołnierskiej „Daleki dom”, która obok także jego „Dorotki” stała się wówczas przebojem żołnierskim. Tworzył też książki dla młodzieży: „Bajki biało-czerwone” poświęcone Basi , „Ryszard – małe lwie serce” o przygodach małego chłopca w dniach pamiętnego września, „Czarne Żurawie” o przeżyciach harcerza pod okupacją. Napisał też trzyaktową komedię „Dom pachnie sianem”. Jest też autorem „Książki o Kołymie”, która pierwotnie nosiła tytuł „Nie ma dna w nieszczęściu ludzkim”. Cztery miesiące przed śmiercią, jakby w przeczuciu, tak kończył swoje wspominki w świątecznym numerze „Gazety Niedzielnej”: 

Dlaczego teraz powracam do niej
– samemu sobie noce kradnąc
– wśród angielskiego pejzażu,
który tak bardzo, tak dotkliwie,
tak kąśliwie podobny do mojego?
Co mną rządzi? Jest noc
i za oknem nie widzę wzgórza,
za którym mogłyby być Falbówki.
Może mną rządzi prawo tęsknoty?

Od 1946 roku przebywał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Nigdy nie zobaczył już swojego kraju. Zmarł nagle 7 kwietnia 1950 roku. Został pochowany na Cmentarzu Gunnesbury w Londynie, z dala od miejsc, które ukochał najbardziej. W 75-tą rocznicę jego urodzin związek Pisarzy na Obczyźnie na jego grobie umieścił płytę z napisem:

Skawina, Skawina,
Miasto niezdobyte,
Murem obwiedzione,
Snopami podszyte.
Tak podobno za czasów Kazimierza Wielkiego miał brzmieć hymn skawiński.


Źródło: NZH "Czerwony Mak" / PSW